Jesienią 2016 napisałam w jaki sposób, z sadzonek liściowych można rozmnożyć sansewierię (TUTAJ).
Ale tak sobie pomyślałam, że ktoś może pomyśleć, że opowiadam jakieś czary mary, dlatego postanowiłam pokazać na własnym przykładzie że nie ściemniam 😀
Dlatego pozbawiłam swoją dużą roślinkę dwóch najstarszych liści, pocięłam je 8 centymetrowe kawałki i tak powstało kilka sadzonek. Po obeschnięciu ran (dwa dni) wszystko umieściłam w doniczce.
Sadzonki trzeba było zagłębić w ziemi do połowy, pamiętając by nie wsadzić ją do góry nogami.
Tak to wyglądało bardziej z bliska:
Po podlaniu przykryłam doniczkę torebką foliową (zrywką) tak by zapewnić odpowiednią wilgotność. Ale tu uwaga, w torebce trzeba było zrobić spore otwory, tak by nadmiar pary mógł się ulotnić. Inaczej sadzonki mogłyby zgnić.
Teraz spore przyspieszenie, minęło dwa miesiące (oczywiście od czasu do czasu folię odkrywałam) i tak to wygląda dziś.
Jak widać na powierzchni pojawiła się już maleńkie pędy które zaznaczyłam maleńką strzałką. Oczywiście tak jak pisałam wcześniej, mimo że sadzonki pochodziły od odmiany żółto obrzeżonej to powstałe nowe roślinki będą już tylko jednolicie zielone.
A, i jeszcze jedno. Zauważyłam, że po usunięciu dwóch starych liści roślina mateczna zaczęła jak szalona wypuszczać nowe odrosty. Naliczyłam ich dokładnie pięć!
Kolejna korzyść, bo na wiosnę przy przesadzaniu na pewno kilka odrostów zostanie posadzonych do oddzielnych maszynek.
Powodzenia w hodowli!
Ale tak sobie pomyślałam, że ktoś może pomyśleć, że opowiadam jakieś czary mary, dlatego postanowiłam pokazać na własnym przykładzie że nie ściemniam 😀
Dlatego pozbawiłam swoją dużą roślinkę dwóch najstarszych liści, pocięłam je 8 centymetrowe kawałki i tak powstało kilka sadzonek. Po obeschnięciu ran (dwa dni) wszystko umieściłam w doniczce.
Sadzonki trzeba było zagłębić w ziemi do połowy, pamiętając by nie wsadzić ją do góry nogami.
Tak to wyglądało bardziej z bliska:
Po podlaniu przykryłam doniczkę torebką foliową (zrywką) tak by zapewnić odpowiednią wilgotność. Ale tu uwaga, w torebce trzeba było zrobić spore otwory, tak by nadmiar pary mógł się ulotnić. Inaczej sadzonki mogłyby zgnić.
Teraz spore przyspieszenie, minęło dwa miesiące (oczywiście od czasu do czasu folię odkrywałam) i tak to wygląda dziś.
Jak widać na powierzchni pojawiła się już maleńkie pędy które zaznaczyłam maleńką strzałką. Oczywiście tak jak pisałam wcześniej, mimo że sadzonki pochodziły od odmiany żółto obrzeżonej to powstałe nowe roślinki będą już tylko jednolicie zielone.
A, i jeszcze jedno. Zauważyłam, że po usunięciu dwóch starych liści roślina mateczna zaczęła jak szalona wypuszczać nowe odrosty. Naliczyłam ich dokładnie pięć!
Kolejna korzyść, bo na wiosnę przy przesadzaniu na pewno kilka odrostów zostanie posadzonych do oddzielnych maszynek.
Powodzenia w hodowli!
Komentarze
Prześlij komentarz